Konsylium24

Imieniny Dziuni - opowiadanie

7

Każdego roku na imieniny Dziuni przychodziło do dwudziestu osób. Synowie z żonami, wnuki, sąsiadka, koleżanki z pracy i ani się człowiek nie zorientował robiło się dwadzieścia osób. Zdzich Gałązka uważał, że imieniny rzecz święta. U Gałązków zawsze hucznie obchodzone. Jeszcze za kawalerki jazda bywała ostra. Każdy z chłopaków obalał nie mniej niż połówkę. Teraz to już nie te lata. Chłopaki zrobili się jakieś wystraszone od czasu jak Adrian padł pod stół i został już tam na wieki wieków amen.

Świeć panie nad jego duszą – pomyślał Zdzich. Ciekawe co tak Adriana ścięło, pewnie pękła mu jakaś żyłka w mózgu, albo zawał. Raczej zawał. Tak, żyłka mu nie pękła, bo by krew poszła nosem, a nic takiego nie było. Zdzich dobrze pamięta, że nie było żadnej krwi. Nie ruszali go zanim nie przyjechało pogotowie. Bo można zaszkodzić. Lepiej się nie wtrancać.

-Nie mówi się „wtrancać” tylko „wtrącać”- pouczała go zawsze Dziunia.

-Ty, Dziunia nie bądź taki magister, dobra?- Zdzich zawsze wiedział jak żonę uspokoić w try miga. Dziunia była czarna owca w rodzinie. Wszystkie Pawlaki zrobili magistra, ale nie Dziunia. Nie zrobiła bo była zabawowa. No i nauka nie trzymała się głowy, to po drugie. A w ogóle to stare dzieje i nie ma co wspominać. Trzeba pojechać po kurczaki na te cholerne imieniny.

DUŻO-TANIO-WSZYSTKO! zawyła lalunia w tiwi.

- Kurde, to jest dobry pomysł. Pojadę do „WSZYSTKO”, to jest market jak się patrzy. W zeszły tygodniu rzucili kurczaki po trzy dwadzieścia za sztukę. Ludzie łamali sobie żebra. Nie było o co. Dziunia kupiła dwa, ale były takie bardziej przedwczorajsze. W razie co podsypie się „Napravki” i będzie git.

- Aha, no i browaru trzeba będzie chyba po pięć flaszek na chłopa.

Dla dzieciaków coś by też trzeba? Co te gówniarze teraz lubiom? Kiedyś to orenżada była fajna, ale teraz to sobie chlają inne nowomodne wynalazki. Niech sobie chlają, najwyżej im blomy wypadnom i będą szczerbate. A zęby człowiekowi się przydają. Nie żeby do gryzienia. Dziunia wszystko długo gotuje i jest miękkie. Chodzi o to żeby było co zacisnąć w razie potrzeby, jak los człowiekowi chce w mordę dać. A on lubi walnąć. Los oczywiście. Zdzich wie. Bo go walnął parę razy. Zdzich chciałby mu oddać, bo lubi mieć rachunki uporządkowane na bieżąco. Hipoteka honorowa powinna być czysta. Czasem trzeba walnąć kogoś zastępczo. Czemu nie?

Jak człowiek kogoś walnie w mordę zaraz się lepiej czuje, no inne ludzie go szanujom. Czasem nie

Treść została skrócona. Zaloguj się, aby zobaczyć pełną treść.

Ten post ma 7 komentarzy. Zaloguj się, aby je przeczytać i dołączyć do dyskusji.