Konsylium24

Życie po byciu lekarzem – odcinek 6

9

Jako byt chimeryczny i nie do końca określony jednoznacznymi kryteriami pani Kariera miała niejednakową miarę w odniesieniu do różnych osobników i ludzkich losów. Wyjaśnić tu wypada, że w odniesieniu do środowiska w którym obracał się ordynator, pani Kariera zaczynała się z chwilą nabycia słodkich i dożywotnio niezbywalnych praw do posługiwania się tytułem samodzielny pracownik naukowy. Pracownik ów bywał staromodnie zwany też w ministerialnych instytutach docentem, albo według nie wiedzieć czemu zmienionej od jakiegoś czasu terminologii doktorem habilitowanym. W języku starożytnych Rzymian habilis  to był ktoś zdatny i zręczny. W końcu wiadomo, że nie każdy doktor nauk medycznych był od razu i zręczny i  zdatny, niczym słynny swego czasu szampon, skomponowany według formuły dwa w jednym. Kandydat do habilitacji musiał udowodnić przed współbraćmi od kariery w odrębnym postępowaniu, że jest przede wszystkim zdatny do zręcznego kicając wokół wszystkich kółek towarzyskich decydujących o przydziałach zakresów kariery naukowej.

Kandydaci do pracy we włościach ordynatora jako warunek wiodący, ba! wręcz niezbędny musieli posiadać odpowiednią dawkę naiwności. Jak dużą? Najlepiej gdy była to dawka nigdy nie wyczerpująca się, coś w rodzaju perpetuum mobile, maszyny nie pobierającej energii, a będącej w ruchu.

Każdy kto znalazł się pod opieką lub w zasięgu jego uśmiechów, obietnic, ukłonów, krótko mówiąc całej aury emocjonalnej i ruchowej, wytwarzanej non-stop przez Dablju - Dabju już od pierwszego zetknięcia z nim czuł się lepiej. Z tej prostej przyczyny, że ordynator naprawdę potrafił z ludźmi rozmawiać jak rzadko kto w Wielkim Mieście.  Doktor habilitowany nauk medycznych Władysław Wielkosz, czyli jak wspomniano powyżej człowiek zręczny i zdatny, chorym obiecywał zdrowie, a młodym karierę, inaczej mówiąc obiecywał  to o czym każdy marzył. Może określenie potrafił rozmawiać nie jest dostatecznie precyzyjnym terminem, było to raczej nadawanie wprawdzie krótkich, ale bardzo oczekiwanych, a niekiedy wręcz wytęsknionych przez rozmówców, komunikatów słownych.  Przelotnie rzucane zdania były tak dobrze dobrane, że Wielkosz nie miał sobie równych w konkurencji, zdefiniowane po latach przez doktor Matyldę Przekorę w diagnozie szczegółowej jako cyniczne składanie obietnic bez zamiaru dotrzymania ich kiedykolwiek. Definicja ta była odkryciem poczynionym po wielu latach studiów i analiz przez Matyldę dopiero w późnych latach dziewięćdziesiątych.

Na progu jej lekarskiej kariery

Treść została skrócona. Zaloguj się, aby zobaczyć pełną treść.

Ten post ma 9 komentarzy. Zaloguj się, aby je przeczytać i dołączyć do dyskusji.