Ostatnio rozmawiałam z kolegami internistami i zadałam pytanie: Dlaczego daja tak duzo leków np. na nadciśnienie zamiast 1 w dużych dawkach i nie omojaja polifarmakoterapii szerokim łukiem jak to uczono nas na studiach i potem? Uzyskałam odpowiedź,że lepiej wpływać na kilka punktów uchwytu co daje lepsze działanie, a nie doprowadza do pojawienia sie działań niepożądanych.
Stąd nasunęła mi się myśl, to dlaczego my (psychiatrzy) nie działąmy podobnie? Bo w sumie politerapia jest zalecana tylko w przypadku niepowodzenia monoterapii różnymi lekami? Wszystkie mądre głowy krzyczą monoterapia. Może np zamiast dawać 20 mg olanzapiny stosować 10 i np 3mg risperidonu i objąć wiekszą mapę receptorową?
Jakie macie na ten temat zdanie? doświadczenia?