witam,
mialam okazję niedawno pojechać do pacjenta 59lat po zasłabnięciu...pacjent w momencie przyjazdu PR przytomny, rozmawia logicznie, nie narzeka na nic, twierdzi,że przed 30 min utracil przytomność, ale przyszedl do domu prowadzony przez zone o corke, polozyl sie i czekal na nas, dretwiala mu ręka lewa (dłoń) ale jak przyjechaliśmy to twierdził ze już mu nie drętwieje. RR160/100 , nieco poszerzona zrenica lewa, obj oponowe ujemne, nie podaje bolu w klatce ani bolu glowy, kiedyś po udarze mózgu, niechcial nawet jechać z nami do szpitala... w trakcie podlaczania elektrod do ekg pacjent sie wyprezyl,zsiail, glowe zwrocil na jedna strone i poj sie bradykardia , podalam na szybciora atropine i zalozylam rurke U-G. ale po doslownie kilku sekundach zjechal nam calkowicie, poj sie brak tetna i oddechu i zaczelismy reanimacje wg zasad ALS. wszystko dzialo sie tak szybko, ze nie podalam mannitolu, po porstu reanimowalismy faceta najpierw z PEA a potem z migotu komor , potem juz tyko asystolia, zespol R ktory nam przyjechal pomoc stwierdzil zgon...myslicie ze wlasciwie postąpiłam??