Połowa grudnia: daję matce mojego 8letniego pacjenta skierowanie do alergologa- nawracające infekcje dróg oddechowych- alergia? Wizyta umówiona na koniec stycznia.
29 I 2009- matka jedzie z dzieckiem na wizytę, dostaje GKK i Bmimetyki wziewne (tzw standard).
30 I 2009- telefon matki do mnie, czy dam drugie skierowanie, bo "te leki to na astmę i trzeba to sprawdzic itd", myślę:"nawiedzona matka, ale jak chce, to niech ma". Daję.
3 II 2009-matka przyszła zapytać, co ma zrobić(?), bo: "29I była na wizycie, dostała leki, pani doktor kazała przyjechac na kontrolę 31I, ale do innej przychodni, tam założyła nową historię choroby, zebrała po raz drugi wywiad, utrzymała leczenie i ...kazała przyjechac na kontrolę za kolejne 3 dni(sic). Teraz matka ma dość jeżdżenia co 3 dni do miasta uniwersyteckiego- odległosć ok 60km- i prosi o kolejne skierowanie do innej lekarki z pierwszej poradni alergologicznej, bo widzi, że pierwsza p doktor kręci(?) i nie zleciła badań, a w tej pierwszej poradni w rejestracji zażadano nowego skierowania - no bo nowy lekarz...
Nic z tego nie rozumiem, dzwonię do NFZ, a specjalistka ds specjalistyki mi mówi, ze:" ILOŚCI WYDANYCH SKIEROWAŃ NIE REGULUJĄ ŻADNE PRZEPISY I JEŚLI PORADNIA ŻĄDA DRUGIEGO SKIEROWANIA DO INNEGO LEKARZA Z TEJ SAMEJ PORADNI, TO MOGĘ WYDAĆ"
Wiem, co zrobię jutro- poproszę o powyższe "pozwoleństwa" na piśmie. Tylko po co są w ogóle skierowania- puścić to na żywioł i tyle...
Czy u Was jest tak samo?